Typ artykułu: trwający eksperyment
„Seattle Times”
Mniej wykładów, więcej praktyki: nowy program dla kursów zaawansowanych
Czasami nawet stoją i krzyczą, tak jak ostatnio Sanai Anang, udając członka grupy z Wirginii, który lobbuje za surową kontrolą imigracyjną.
Podczas udawanego wysłuchania publicznego Anang, który lubi przesadzać z aktorstwem, podskoczył na równe nogi i bez jakiejkolwiek zapowiedzi, ze zniekształconym południowym akcentem, powiedział: „Oooone przychodzą i zabierają nam pracę. Nie sąą stąd!”.
Jego koledzy i nauczyciel, Jerry Neufeld-Kaiser, załamali się.
Oni wszyscy są częścią eksperymentu edukacyjnego, który rozpoczął się sześć lat temu w dystrykcie szkolnym Bellevue, gdy garstka zniechęconych nauczycieli ze szkół publicznych, łącząc siły z badaczami z University of Washington, odwróciła do góry nogami standardowy program nauczania.
Koniec z wykładem jako najważniejszym sposobem przekazywania wiedzy, który od czasu do czasu bywa przyozdabiany dyskusją i projektem. Teraz danie główne to odgrywanie scenek i symulacje.
Celem nauczycieli było rozwiązanie dwóch problemów związanych z programem nauczania o nazwie Advanced Placement (AP), najpopularniejszym zestawem kursów obejmujących materiał na poziomie szkoły wyższej, który działa w szkołach średnich w całym kraju.
Nauczyciele chcieli przede wszystkim uporać się z problemem przeciążenia uczniów wiedzą. Program AP kładzie nacisk na zapamiętywanie faktów i daje zbyt mało czasu na przemyślenie ich wagi i znaczenia. Za dużo tematów należy szybko przeanalizować.
Kolejnym zadaniem było sprawdzenie, czy większa liczba regularnie przeprowadzanych testów praktycznych pomoże ograniczyć problem coraz mniejszej zdawalności egzaminu AP wśród niektórych mniejszości.
Członkowie zespołu rozpoczęli reformę od jednego z najpopularniejszych kursów AP – polityki i rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Większość stanowiących podstawę kursu wykładów odesłano do lamusa, zastępując je pięcioma projektami.
Następnie zajęto się kursem wiedzy o środowisku oraz kursem fizyki.
Zmiana ta nie była łatwa dla uczniów, przyzwyczajonych do tego, że przed każdym zadaniem i każdym ćwiczeniem mówi się im, co mają zrobić i czego mają się nauczyć.
Uczniowie i nauczyciele narzekali, że planowanie i realizacja projektów pochłaniają dużo czasu, a gdy zostaną one zrobione źle, będą zwykłą stratą czasu.
Jednak dotychczasowe wyniki są obiecujące. Pokazują, że zajęcia oparte na projektach mogą zapewnić odpowiedni poziom szczegółowości i objętości wiedzy, aby uczniowie mogli zaliczyć wiosenne egzaminy AP.
Studenci biorący udział w eksperymencie, który odbywa się obecnie w ok. pięciu tuzinach sal lekcyjnych w Waszyngtonie, północnej Kalifornii i w Iowa, wypadli równie dobrze – a często nawet lepiej – na egzaminach AP w porównaniu z kolegami z tych samych szkół, ale uczącymi się w klasach z tradycyjnym podejściem, opartym na wykładzie. Często osiągali wyższe wyniki na osobnym teście, zaprojektowanym po to, by zbadać, w jakim stopniu uczniowie naprawdę rozumieją to, czego się nauczyli. Warto jednak dodać, że wyniki te są mieszane.
Naukowcy nie badają wyników egzaminu, uwzględniając rasę uczniów. Uważają, że różnica w osiągnięciach uczniów jest mocniej powiązania z pochodzeniem klasowym niż etnicznym. Twierdzą, że ich model nauczania może przynieść rezultaty uczniom z domów o niskich dochodach, a także członkom z klasy średniej i wyższej.
Dla przykładu: w ubiegłym roku 88% uczniów z dwóch objętych eksperymentem szkół z wysokim wskaźnikiem ubóstwa zdało testy AP o wiele lepiej niż uczniowie z 24% porównywalnych szkół w całym kraju.
Program kwitnie
Program AP rozpoczął się w latach 50. XX w. Umożliwia najlepszym uczniom ze szkół średnich dostać się na studia.
W ciągu ostatnich 20 lat program zyskał na popularności. Ponad dwa miliony studentów zdawało w ubiegłym roku przynajmniej jeden egzamin AP.
Jednak wraz ze wzrostem popularności programu pojawiało się również coraz więcej pytań o jego jakość.
Odbywające się wiosną egzaminy AP mają obejmować wiedzę, jaką uczniowie zdobywają podczas klasycznych kursów przygotowujących na studia. Wielu nauczycieli narzeka jednak na ilość materiału. Zajęcia zamieniają się w wielkie sesje zakuwania.
Krytycy zastanawiają się również, jak boom na egzaminy AP, związany z chęcią otwarcia programu dla wszystkich zainteresowanych, działa na uczniów, którzy nie są przygotowani do poniesienia ewentualnej porażki.
Program jest prowadzony przez organizację non profit College Board, która na co dzień zajmuje się tymi samymi zagadnieniami – stara się usprawniać egzaminy, aby dać uczniom więcej czasu na zgłębianie wiedzy.
Zarząd uważnie obserwuje eksperyment, jest żywo zainteresowany jego obiecującymi wynikami. W 2012 r. zaprosił liderów projektów na konferencję poświęconą programowi AP i poprosił, żeby zaprezentowali swoje pomysły nauczycielom AP z całego kraju.
– Ważne jest, aby uczniowie dogłębnie zrozumieli temat – mówi Auditi Chakravarty, wiceprezes programu AP. – A to wymaga czegoś więcej niż tylko biernego uczenia się.
Odświeżanie starego pomysłu
Eksperyment AP, który rozpoczął się w Bellevue, powstał na bazie rozmów między naukowcami z University of Washington i byłym kuratorem Bellevue. Mike Riley, bo o nim mowa, doprowadził wcześniej do dużego wzrostu popularności egzaminów AP w swoim obwodzie szkolnym.
Inicjatorzy zmian w edukacji chcieli ulepszyć zajęcia, wykorzystując do tego ideę „uczenia się przez działanie”, pochodzącą z lat 90. XIX w., którą promował John Dewey, reformator edukacji.
W najlepszym przypadku proces uczenia się oparty na projektach może pomóc uczniom zrozumieć znaczenie ich lekcji i zapamiętać więcej tego, czego nauczyli się podczas zajęć. W najgorszym razie może gwarantować zabawę, ale nic więcej.
Wyniki badań nad jego skutecznością są mieszane. Częściowo dlatego, że podejście projektowe może oznaczać bardzo wiele różnych typów nauczania.
Członkowie mieszanego zespołu University of Washington–Bellevue uznali swój model za purystyczne nauczanie metodą projektów. Chcieli odróżnić go od niezbornych wysiłków, jakie przyniosły złą sławę terminowi „nauczanie metodą projektów”.
Eksperymentatorzy nie odwrócili się całkowicie od tradycji. Uczniowie nadal piszą testy, odrabiają zadania domowe i podchodzą do tradycyjnego testu AP na koniec zajęć.
Zespół spędził rok na planowaniu pierwszego opartego na projektach kursu z zagadnień polityki USA, rozszerzając go na kurs całoroczny. Szukał projektów, które mógłby zaadaptować, aby nie trzeba było tworzyć wszystkiego od zera.
Następnie przeprowadzono rekrutację do eksperymentu pierwszej grupy uczniów, obiecując trudną, ale bardziej wciągającą – a może i sprawiającą frajdę – przygodę z AP.
Niełatwe początki
Pierwszy rok okazał się trudniejszy, niż przewidywano.
Niektórzy uczniowie skarżyli się, że nie wiedzą, czego powinni się uczyć. Trudności sprawiały im również próby wydajnej pracy w zespołach. Wielu martwiło się o wiosenne testy, o brak odpowiedniego przygotowania. Ich obawy podzielał niejeden pedagog.
– Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że przekazuję im to, co powinienem – mówi nauczyciel Newport High, Tim Shultz.
Niektórzy nauczyciele wciąż skarżą się, że kurs zajmuje teraz więcej czasu, co oznacza, że uczniowie nie mogą już brać udziału we wspólnym kursie powszechnym – studium porównawczym wiedzy o społeczeństwie – w tym samym roku szkolnym.
Jak dotąd zespół zebrał ok. 6 mln dol. na wsparcie projektu. Połowa tej sumy pochodzi z Fundacji Edukacyjnej George’a Lucasa. Reszta z innych źródeł, w tym od Narodowej Fundacji Nauki oraz Fundacji Billa i Melindy Gatesów (fundacja Gatesa jest głównym fundatorem projektu The Seattle Times Education Lab).
Shultz i inni nauczyciele cały czas oswajają się z nowym modelem nauczania. Uwielbiają obserwować, jak uczniowie przestają liczyć, ile punktów można zdobyć, rozwiązując zadanie. Zamiast tego zatracają się w planowaniu kampanii wyborczej lub w przeprowadzaniu lobbingu na rzecz wybranej ustawy.
– Dawniej uczyłem, jak zdać test. Na zasadzie: „Naucz się tych 50 precedensów, a zdasz” – mówi Shultz.
Teraz uczy studentów, w jaki sposób korzystać z precedensów prawnych, aby wiedzieli, jak wysuwać silne argumenty w udawanej rozprawie przed Sądem Najwyższym. I tylko przy okazji dodaje: „Aaa, tak, to również jest na teście”.
Nauczyciele zwracają uwagę, że nowy model nauczania pomaga wielu uczniom, którzy nie pochodzą z uprzywilejowanych środowisk i nie mają okazji do regularnych rozmów o polityce, choćby przy rodzinnym obiedzie.
– Dopóki nie umożliwi się im odegrania roli prawodawcy, sędziego czy kandydata na prezydenta – mówi Neufeld-Kaiser ze szkoły w Garfield – mogą nie mieć pojęcia, czym ci ludzie zajmują się na co dzień. A gdy już piszą ustawę i lobbują za nią wśród kolegów, wtedy tak naprawdę zdobywają wiedzę. O wiele łatwiej się uczyć, gdy coś się samemu przeżyło – dodaje Neufeld-Kaiser.
W drugim roku trwania programu nauczyciele odrzucili niektóre projekty i wprowadzili zmiany do innych. Opracowali również sposoby oceniania uczniów na podstawie ich indywidualnego zaangażowania. To jedna z możliwości uniknięcia sytuacji, w której jeden uczeń wykonuje większość pracy.
Niektórzy nauczyciele przestrzegali uczniów, że na początku mogą czuć się niekomfortowo w nowym systemie nauki, ale powinni okazać mu zaufanie. Ponadto informowali, że poprzedni rocznik zdał już egzamin, więc im również wszystko się uda.
„Najpierw zaangażowanie”
Podstawą każdego projektu jest wspólny zbiór zasad opartych na badaniach dotyczących tego, jak ludzie najlepiej się uczą.
Jednym ze sposobów nauczania jest zlecenie uczniom zadania, a następnie zaproponowanie wykładów i lektur, aby pomóc im dowiedzieć się, jak to zadanie rozwiązać. Takie podejście naukowcy nazywają „Najpierw zaangażowanie”.
Inna metoda to zaprojektowanie każdego kursu wokół głównego pytania, do którego uczniowie wracają po ukończeniu każdego projektu. Dzięki temu powinni oni coraz lepiej rozumieć wybrane zagadnienie.
John Bransford, uznany ekspert w dziedzinie sposobów uczenia się i członek zespołu reformatorów, powiedział, że założeniem jest pomagać uczniom zdobywać wiedzę tak, jak swoje umiejętności ćwiczą muzycy – powtarzając ćwiczenia w obecności wspierającego asystenta.
Na początku roku w szkole średniej Sammamish w Bellevue przeprowadzono zajęcia z projektu budżetu federalnego. Dzięki temu można było zobaczyć, jak wyżej wspomniana koncepcja wygląda w praktyce.
Nauczycielka Katie Piper pokazała uczniom film dokumentalny, który przedstawiał niepokojący obraz rosnącego zadłużenia kraju i wstępnie informował o należnościach i teorii ekonomii. Uczniowie mieli za zadanie zaproponować pomysł na znaczącą redukcję zadłużenia, z elementami programu, który przemawiałby i do demokratów, i do republikanów.
Po dwóch dniach uczniowie zawzięcie dyskutowali o świadczeniach Social Security, lukach podatkowych, systemie opieki medycznej i cięciach podatkowych Busha – czyli o rzeczach, o których część z nich ledwie słyszała przed rozpoczęciem pracy nad projektem.
Celem zadania nie było uczynienie z uczniów ekspertów ds. finansów, a nauczenie ich, jak działa rząd. Akurat w tym przypadku w kwestiach budżetowych.
Ostatniego dnia trwania projektu trzy grupy zaprezentowały swoje propozycje klasie i zaproszonemu ekspertowi, przedstawicielowi zarządu miasta z pobliskiego Newcastle.
17-letni Seve Sandomirsky ciężko się napracował, aby przekonać pozostałych do programu swojego zespołu, niezbyt przychylnego liberalnym rozwiązaniom. Chłopak domagał się likwidacji luk podatkowych dla korporacji. Faworyzował to, co mogło spodobać się konserwatywnym wyborcom.
Ubrany w elegancką niebieską koszulę i krawat, miał nadzieję, że uda mu się zdobyć przychylność wszystkich mających poczucie sprawiedliwości. Mówił o firmach, które długo unikały płacenia podatków.
– Musiałem się naprawdę postarać, aby przedstawić naszą propozycję jako zgodną z interesami obu partii – powiedział później.
Sandomirsky był bardzo zadowolony z metody pracy projektowej, chociaż zaznaczył, że może ona wymagać dużo wysiłku.
– Większe zrozumienie tematu jest o wiele bardziej ubogacające niż wykład i przekazywanie informacji – dodał.
Część uczniów Neufelda-Kaisera przyznaje mu rację.
– Zamiast czytać o tym, co robią inni, ubierasz ich buty – zauważa Israel Brown.
– Taka nauka bardziej przypomina przygotowanie do prawdziwego życia – dodaje jego koleżanka z klasy, Rahel Solomon.
Neufeld-Kaiser i kilku innych nauczycieli tak polubili nową metodę, że używają jej również w pozostałych klasach. Nie tylko ucząc studentów do egzaminu AP.
W szkole w Sammamish cały wydział, zainspirowany projektami prowadzonymi w klasach AP, zmienia w podobny sposób większość swoich głównych kursów.
Warto jednak pamiętać, że podejście projektowe nie musi być dobre dla wszystkich uczniów. Część uczy się dobrze dzięki tradycyjnym wykładom.
Nauczycielka z Newport, Virginia Evans, chociaż jest zwolenniczką nowej metody, zastanawia się, czy pomaga ona uczniom, czy może przeszkadza, gdy są już na studiach.
– Rzeczywistość jest następująca: studia są jak moje lekcje pozbawione metody projektów – mówi. – Oni wykładają, ty piszesz.
Naukowcy nie ogłaszają jeszcze pełnego zwycięstwa. Częściowo dlatego, że pierwsze wyniki, choć obiecujące, mogą odzwierciedlać tzw. efekt wczesnych nabywców. Każdy program z udziałem entuzjastycznych nauczycieli będzie początkowo wykazywał dobre wyniki. Gdy program zacznie być szerzej stosowany, wyniki ulegną pogorszeniu.
Zespół badawczy planuje kontynuować pracę przez kilka lat. Chciałby zgromadzić wystarczającą liczbę dowodów, aby przekonać wiele innych szkół, że nauczanie oparte ściśle na projektach może poprawić wyniki zajęć na poziomie zaawansowanym.
Członkowie zespołu nie popierają twierdzenia, że wszyscy licealiści powinni brać udział w zajęciach przygotowujących do egzaminów na studia. Kursy muszą być jednak odpowiednio ułożone i odpowiednio trudne dla wszystkich ich uczestników.
Trwa debata na temat tego, co to dokładnie znaczy. Natomiast wiadomo już, co można z debaty wykluczyć.
– Czy naprawdę nauczyłeś się czegoś, jeśli zapamiętałeś kilka definicji? – pyta profesor University of Washington Walter Parker, jeden z wiodących naukowców w eksperymencie. – To pewnie również jakaś nauka. Tylko że nie jest to wartościowa nauka – dodaje.
Linda Shaw została redaktorem naczelnym działu edukacyjnego „The Seattle Times” w 2014 r. Wcześniej przez 20 lat zajmowała się szkołami publicznymi w „The Times”. Jej artykuły zdobyły wiele krajowych i lokalnych nagród oraz wyróżnień. W 2008 r. Education Writers Association nadało jej tytuł Dziennikarza Roku (Beat Reporter).